Najbardziej szokująca teoria ostatnich lat "ZIEMIA W CIĄŻY"

200 milionów lat temu Ziemia była o połowę mniejsza niż obecnie - i nadal się powiększa. Teoria ta, z pozoru całkiem fantastyczna, ma coraz więcej zwolenników, gdyż tłumaczy wiele zjawisk do tej pory niewyjaśnionych.

Już od XVII wieku ludzie zastanawiali się, dlaczego linie brzegowe Afryki i Ameryki Południowej pasują do siebie jak kawałki tej samej układanki. W 1929 roku geolog Alfred Wegener ogłosił teorię tzw. dryfu kontynentalnego. Twierdził on, że kiedyś, miliony lat temu, wszystkie kontynenty były ze sobą połączone, tworząc olbrzymi kontynent, Pangeę, otoczoną gigantycznym praoceanem, Panthalassą. Z początku wyśmiewano tę teorię, ale w latach 50. XX wieku badania dna oceanów wykazały, że oprócz podwodnych łańcuchów górskich istnieją tam przecinające góry głębokie szczeliny, tzw. ryfty, o szerokości ok. 50 km i głębokości od jednego do dwóch kilometrów. Właśnie tam, w wyniku działania wybuchów wulkanów i trzęsień ziemi, wypływa z głębin planety gorąca magma, która zastygając, powoduje przyrastanie skorupy oceanicznej. Stwierdzono więc, że właśnie to jest powodem ruchu kontynentów, które nieustannie zderzają się, łączą, rozłamują i rozpraszają. Teorię dryfu kontynentalnego uznano za prawdziwą i zaczęto nauczać jej w szkołach. I chociaż geolodzy zdawali sobie sprawę, że istnieje wiele zjawisk, które jakoś nie dają się wytłumaczyć na gruncie hipotezy dryfu, to mieli nadzieję, że z czasem, gdy zdobędą nowe możliwości badań, wszystko da się wyjaśnić.

Ziemia mała jak Merkury

Ale fakt istnienia ryftów nie jest tak jednoznaczny. Ich odkrycie wywołało spór trwający do dziś: otóż część geologów jest przekonanych, że ryfty dowodzą, iż Ziemia się powiększa. Prowadzone przez 20 lat badania, które miały potwierdzić tę teorię, sprawiły, że do teorii Globalnej Tektoniki Płyt, czyli rozszerzającej się Ziemi, przekonuje się coraz więcej uczonych, gdyż wyjaśnia ona wszystkie zagadki nie dające się rozwiązać na gruncie obowiązującej teorii Wegenera.

O czym mówi ich teoria?

Na samym początku, w erze archaiku (ok. 3,5 mld lat temu), promień Ziemi wynosił 1700 km. Na powierzchni istniał tylko jeden prakontynent zwany Pangeą, z wtrętami niewielkich mórz, w których zachodziły reakcje chemiczne umożliwiające powstanie życia. Taki stan rzeczy trwał ok 3 mld lat, a w tym czasie Ziemia powiększyła się zaledwie o 60 km. W erze proterozoicznej nastąpiło gwałtowne przyspieszenie ekspansji, które trwa do dziś - co roku obwód naszej planety powiększa się o 140 milimetrów.

Przyrost sprawił, że 260 milionów lat temu promień Ziemi wynosił już 3200 km, czyli prawie połowę obecnego promienia. Przyrastanie materii wewnątrz płaszcza planety sprawiło, że Pangea wreszcie rozpadła się na części, a w miejscach powstających szczelin zaczęła się gromadzić woda, która w ciągu kolejnych milionów lat tworzyła coraz większe oceany. Współczesna nauka doskonale wie, skąd na Ziemi bierze się woda: z odgazowywania skał w wyniku zmiany ciśnienia i spadku temperatury. Inaczej mówiąc, z "pocenia się" skał tworzących ziemski płaszcz. Podczas tego procesu z gorącej magmy uwalniają się lotne substancje - z oceanicznych ryftów nadal wypływają potoki silnie zmineralizowanych gorących wód. Również wybuchy wulkanów są źródłem nowej wody. Naukowcy obliczyli, że w taki właśnie sposób na Ziemi pojawia się co roku dodatkowo kilka kilometrów sześciennych wody. Stwierdzono, że gdyby ani kropla tej wody nie wchodziła w reakcje chemiczne czy nie uciekała w kosmos, to już po 2 milionach lat mogłyby powstać dzisiejsze oceany.

Ponieważ Ziemia w tym czasie była o połowę mniejsza, była też lżejsza, gdyż miała mniejszą masę, a tym samym ciążenie było o połowę mniejsze. To wyjaśnia zagadkę, która dręczy paleontologów: jakim cudem w erze mezozoiku mogły żyć tak wielkie stworzenia. Niektóre dinozaury ważyły ponad 100 ton (nasze słonie ważą najwyżej 2 tony), w powietrzu latały 80-metrowe ważki. Trzeba dodać, że przy ciążeniu, jakie teraz panuje na Ziemi - a do tej pory sądzono, że zawsze takie było - ich kości nie utrzymałyby tak wielkiego ciężaru; a przecież są dowody na to, że te gigantyczne zwierzęta były bardzo ruchliwe!

Skąd się bierze dodatkowa materia?

Jeśli więc teoria rozszerzającej się Ziemi jest właściwa, pojawia się pytanie, skąd bierze się dodatkowa materia. Niektórzy naukowcy są zdania, że tworzą ją opadające na planetę meteoryty i pył kosmiczny. Jednak profesor Carey zwraca uwagę, że przyrost masy Ziemi powstaje dokładnie tak, jak przyrost masy całego Wszechświata. Wynika to, jak twierdzi Carey, ze słynnego równania Einsteina: E=mc2. W głębi Ziemi, w samym jej jądrze poddanym ogromnym ciśnieniom i wysokiej temperaturze, dochodzi do kondensacji energii i tworzenia nowych atomów. Wydostają się one pod postacią lawy i rozpychają skalny płaszcz, powodując puchnięcie Ziemi. Gdy naprężenia stają się zbyt wielkie, płaszcz pęka, doprowadzając do rozłamywania się kontynentów..Pojawiają się szczeliny (ryfty). Szczeliny się powiększają, a wypełnia je wydostająca się z jądra lawa, która zastyga i tworzy skorupę.

Z najnowszych badań dna oceanów wynika, że poszerzają się one w różnym tempie, w zależności od terenu - od 1 cm do 10 cm rocznie. Zwolennicy klasycznej teorii tektoniki płyt twierdzili, że kontynenty z jednej strony oddalają się od siebie, jednocześnie zbliżając się do siebie z drugiej strony. Jednak satelitarne badania dowodzą, że jest inaczej: kontynenty oddalają się od siebie ze wszystkich stron. Płyta północnoamerykańska przesuwa się na zachód z prędkością 16 mm rocznie, zaś płyta północnopacyficzna porusza się na północny zachód z prędkością od 45-70 mm rocznie. Zsumowanie tych prędkości dowodzi, że obie płyty oddalają się od siebie, a szczeliny wschodniopacyficzna i środkowooceaniczna poszerzają się na północ wzdłuż uskoku San Andreas (w jego okolicy znajduje się Los Angeles i San Francisko).

Dowodów na prawdziwość tej szokującej teorii jest więcej, ale są dość specjalistycznej natury. Z pewnością jednak to one najbardziej przekonują coraz większą rzeszę geologów. Zwłaszcza że najnowsze wyniki badań innych planet naszego Układu, np. Ganimedesa, największego księżyca Jowisza, na którym prawdopodobnie jest woda, dowodzą, że to samo dzieje się i z nimi.