Ostatnia droga
Była pełnia wiosny, koniec maja lub początek czerwca, gdy Ótzi zdecydował się ruszyć na północ, ku oblodzonym szczytom. Wcześniej sądzono, że wyruszył jesienią i że to właśnie gwałtowny podmuch mrozów i załamanie pogody skróciły mu życie, ale teraz wiemy, że pogodę miał dobrą. W jego jelitach znaleziono ziarna pyłku chmielograbu, a to alpejskie drzewo kwitnie między majem a czerwcem.
Cel wyprawy nie był bezpieczny - za przełęczą rozciągały się już tereny należące do innego, zapewne wrogiego plemienia. Musiał się liczyć z niebezpieczeństwem - w każdym razie był dobrze przygotowany Poza tym nie szedł chyba sam - na jego kurtce znaleziono drobne ślady krwi należącej do kogoś, kto oparł się na jego ramieniu. Tak zachowuje się raczej towarzysz, nie wróg.
Szedł, lub raczej szli, początkowo przez lasy iglaste regla górnego; tam też, jeszcze przed górną granicą lasu, zatrzymali się na pierwszy posileK. Wskazuje na to pyłek świerkowy znaleziony z resztkami mięsa koziorożca i jagodami w jelicie grubym Ótziego. Nie zdążył już ich wydalić - śmierć nadeszła przed upływem 24 godzin. Podczas posiłku napił się wody ze strumienia - świadczą o tym drobne blaszki miki, które połknął wraz z wodą. To wtedy pyłek znalazł się w jego jelitach.
Po jedzeniu wraz z towarzyszem ruszyli dalej, minęli granicę lasu i wyszli na alpejskie łąki. Tam, na wysokości 2,8 tyś. m, usiedli do kolejnego, ostatniego już, posiłku. Tym razem zjedli mięso jelenia - nadtrawione resztki znaleziono w jelicie cienkim Ótziego.
Walka na przełęczy
Było już dobrze po południu, gdy stanęli wreszcie na przełęczy - na wysokości ok. 3 tyś. m n.p.m. Byli na samej granicy, na linii rozdzielającej północne i południowe partie Alp. I wtedy, pewnie znienacka, zostali zaatakowani przez co najmniej trzech napastników. Dramat, który się wówczas rozegrał i który zakończył życie Człowieka z Lodu, poznaliśmy całkiem niedawno z niebywałą precyzją. Dopomogły w tym badania DNA z krwi zachowanej na nożu, strzale i ubraniu. Krew należała do czterech osobników. Nie pozostał po nich żaden materialny ślad - choć zapewne walka zakończyła się śmiercią trzech osób i być może ich szczątki spoczywają gdzieś w lodach opodal miejsca, gdzie znaleziono Ótziego (lub znacznie dalej - lodowiec płynie). Nie ma już jednak wątpliwości, że Hibernatus nie umarł cicho i samotnie. Trudno ustalić dokładnie kolejność zdarzeń, ale walka musiała być gwałtowna, długa i krwawa. Dwóch kluczowych odkryć, które pozwalają ją zrekonstruować, dokonano w ciągu ostatnich dwóch lat, a ich interpretacja nie została jeszcze zakończona. Pierwsze dotyczy krzemiennego grotu, który wciąż tkwi w ciele Ótziego, drugie - analizy krwi na jednej z jego strzał. O tkwiącym pod skórą grocie strzały świat dowiedział się dokładnie dziesięć lat po znalezieniu Hibernatusa - gdy wykonano powtórnie szczegółowe zdjęcia rentgenowskie. Ktoś strzelił do Ótziego od tyłu i z dołu - strzała dosięgła lewej części pleców, prześliznęła się po łopatce, na której pozostawiła rysę, i utkwiła głęboko w ciele, 3 cm od lewego płuca. Miało to dla niego fatalne skutki - spowodowało częściowy paraliż lewej strony ciała.
Drzewca strzały nie było - ktoś je wyjął, pewnie chcąc użyć ponownie. Strzały były wówczas w cenie, ich przygotowanie zajmowało bowiem bardzo dużo czasu. Cios w plecy przesądził zapewne o wyniku walki i przypieczętował los Człowieka z Lodu.